#6 pytań do: Mateusz Barut i Paweł Gluza
Rozpoczynamy cykl „6 pytań do”, dzięki któremu bliżej poznacie zawodników Beskidu (trampkarzy, juniorów i seniorów). Pytania będą się zmieniać, ale nie obiecujemy, że co jakiś czas się nie powtórzą. W pierwszym odcinku dowiecie się kto był piłkarskim idolem Mateusza Baruta i gdzie widzi siebie za dziesięć lat Paweł Gluza.
Dobra Panowie, na początek cofnijmy się nieco w czasie. Pamiętacie kiedy i jak zaczęła się wasza przygoda z piłką nożną?
Mateusz Barut: Moja przygoda z piłką nożną zaczęła się, mniej więcej, dwadzieścia lat temu. Rozpocząłem treningi w Sokole Słotwina. Po dwóch meczach - zagranych w juniorach - pojechałem zagrać mecz Pucharu Polski z zespołem seniorów. Pół godziny meczu i mój występ się zakończył. Złamałem obojczyk. Początków mojej przygody z futbolem nie wspominam więc zbyt miło.
Paweł Gluza: Od zawsze grałem w piłkę. Najczęściej obok domu. Kiedy miałem trzynaście lat pierwszy raz poszedłem na trening Beskidu. Wtedy w Godziszce była tylko drużyna seniorów. Byłem zbyt młody żeby w niej zagrać i przez to trafiłem do zespołu juniorów w sąsiedniej Kalnej. Ale wróciłem. I tak już zostało.
Czyli z futbolem związani jesteście od lat. Pewnie interesuje was też ten w wydaniu ogólnoświatowym. I to z nim wiąże się kolejne pytanie: kto i dlaczego jest Twoim piłkarskim idolem?
M.B: Piłkarskim wzorem od zawsze był dla mnie Alessandro del Piero. Moją pierwsza koszulkę piłkarską zdobiła wielka dycha i jego nazwisko. Del Piero to ikona Juventusu Turyn, gracz niepowtarzalny, który z każdej pozycji na boisku potrafił zdobyć bramkę. Często nieprzeciętej urody.
P.G: Ja w przeciwieństwie do Mateusza nie mam swojego idola. Ale nie mogę też powiedzieć, że żaden piłkarz mi nie imponował. Za małolata podobali mi się zawodnicy, których wszyscy znamy: Kaka, Francesco Totti, Roberto Carlos, Ronaldo - ten z Brazylii, Pele, Zidane, Figo, Ronaldinho oraz wielu innych. W sumie to u każdego dobrego zawodnika można coś podpatrzyć i później wykorzystać na boisku.
Czy w niższych ligach można w ogóle mówić o czymś takim jak sukces? Jeśli tak, to jaki był Twój największy?
M.B: Pewnie, że można! Dla mnie osobiście osiągnięciem, które najbardziej utkwiło mi w pamięci jest trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców w bielskiej A klasie. Pamiętam, że było to w sezonie 2012/2013 i strzeliłem 17 bramek. Wydaje mi się, że to sporo, jak na drużynę, która zajęła w tabeli przedostanie miejsce.
P.G: Też myślę, że w niższych ligach można mówić o sukcesach. Dla każdego jest nim coś innego. Mój największy sukces piłkarski to awans do bielskiej A klasy oraz niezapomniany - i do tego wygrany - derbowy mecz z Sokołem Słotwina. Ograliśmy ich 7:0. I to na ich boisku.
Skoro mówiliśmy o sukcesach, to czas na porażki. Były? A jeśli tak, to która bolała najbardziej?
M.B: Oj były. Moja najboleśniejsza jest z resztą bardzo „świeża”. Ten ostatni mecz z Iskrą Rybarzowice, gdzie przegraliśmy 1:4. To spotkanie zapamiętam długo.
P.G: Powiem tak: porażka w każdym meczu boli, ale staram się o nich szybko zapomnieć (śmiech).
Pytaliśmy o przeszłość i teraźniejszość. A gdzie widzicie się, oczywiście sportowo, za dziesięć lat?
M.B: Jeśli zdrowie pozwoli – to na boisku. Zobaczymy jak to będzie. Gdybym jednak nie biegał już za futbolówką, to będę wspierał Beskid z trybun.
P.G: Za dziesięć lat - mam nadzieję - dalej będę graczem „biało-niebieskich”. Oczywiście jeśli zdrowie mi pozwoli.
W ostatnim pytaniu poprosimy was o dokończenie zdania: gdy myślę Beskid – widzę…
M.B: Teraz, w tym momencie widzę wspaniała grupę ludzi, która chce zrobić coś dobrego dla Godziszki. Widzę dobrze zapowiadających się juniorów. I fajnie patrzy się, jak powstają nowe sekcje piłkarskie z coraz młodszymi zawodnikami. Gdy ja zaczynałem ganiać za piłką mogłem o takich warunkach jedynie pomarzyć.
P.G: Ja widzę wspaniałych ludzi. Super kolegów. Najlepszą atmosferę. Myślę, że obecnie mało jest takich zespołów, gdzie mimo serii porażek wszyscy trzymamy się razem. Nikt nie rezygnuje. A właśnie! Te nasze fajne relacje szczególnie widoczne są na rozpoczęciach i zakończeniach sezonów. No i niezapomnianych festynach.
Komentarze